Na początku był chaos...czyli osobista historia

 Moje pojawienie się na świecie przebiegło dosyć dramatycznie, ponieważ "po drodze" zmieniłam zdanie, co zaowocowało dziewięcioma punktami w skali Apgar. Z perspektywy czasu myślę, że walka noworodka o życie zawsze pozostawia jakiś ślad - niezrozumiały pęd i głód, który to stan towarzyszy mi do dziś (chociaż wolę używać pojęcia "pasja").

 Wychowałam się w niezwykle przedsiębiorczej rodzinie, wyjątkiem był mój tata - artystyczna dusza. W związku z tym układałam swoją tożsamość z wielu skrajności - od rozliczania rachunków za zakupy (już w wieku 6 lat) po malowanie, tworzenie, kreację i wyrażanie siebie w najbardziej złożony sposób. Proces nie był łatwy - z jednej strony dyscyplina, analityka, dane...z drugiej emocje, duchowość, wrażliwość. Nad moim procesem dorastania głowili się wszyscy. Jako wolny duch wymykałam się spod kontroli niezależnie od ilości oraz kreatywności rodzicielskich kar. Moją drogę zdominowała anegdota o "czerwonym krzesełku". W przedszkolu postawiono takie czerwone krzesełko kiedy chciano usadzić niesforne dzieci. Oczywiście wiodłam prym w tym zakresie. Pewnego dnia przedszkolanka próbująca po raz kolejny zapanować nad moim temperamentem syknęła: "Ola! Idziesz za karę na czerwone krzesełko!". Odpowiedź była bardzo naturalna: "A, to dobrze, bo się zmęczyłam...". Niewiele uległo zmianie od tego czasu ;).

 Można sobie wyobrazić jak wyglądał nastoletni okres dorastania. Oprócz doprowadzania sąsiadów do szału słuchając na cały regulator rockowej muzyki, noszenia dziurawych spodni i ćwieków, trwałam w systemie permanentnego buntu. Wynegocjowany pakt z rodzicami zaowocował prostym ustaleniem - jeśli szkoła będzie na najwyższym poziomie, możesz robić "po" co chcesz. I tak też było. Świadectwa z paskami, wyróżnienia i osiągnięcia. Ale co było po...powiedzmy, że wypada pozostawić w tajemnicy ;).

 Sprawne dopasowanie do systemu edukacji i prowadzenie "podwójnej gry" spowodowało, że miałam otwarte drzwi do sukcesu. Problem polegał na tym, że mając osiemnaście lat nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na pytanie, czym dla mnie jest sukces. Bardzo łatwo było pchnąć uzdolnioną nastolatkę w stronę kariery prawniczej, chociaż już po pierwszym roku studiów wiedziałam, że ten kierunek jest pomyłką. Nauka nie była dla mnie wyzwaniem. Z dużą łatwością zapamiętywałam długie przepisy i orzeczenia. Z jeszcze większą wyłapywałam nieścisłości, możliwe interpretacje i drogi rozwiązań. I tak rozpoczęłam pracę w renomowanej międzynarodowej kancelarii, a wszyscy odetchnęli z ulgą, że sytuacja "została opanowana". Względny spokój trwał cztery lata.

 W 2011 roku tąpnął kryzys. Z jednej strony rozwijałam swój potencjał przedsiębiorcy, analityka i przyszłego prawnika, z drugiej - moja kreatywność i wrażliwość rozpadała się w drobny mak. Żyłam na pół gwizdka, w biegu, pracując czasem po 15-20h dziennie, moje mieszkanie stało się hotelem, relacje i plany założenia rodziny rozpadały się jak domki z kart. Nie miałam poczucia celu, sensu, sedna. Nie rozumiałam siebie, otoczenie nie rozumiało mnie. Mimo fantastycznych zarobków i świetnych możliwości moje życie było puste jak dzwon kościelny. W międzyczasie wyjechałam na wakacje na Rodos. Serce nie sługa - wyspa pochłonęła mnie totalnie swoją ówczesną otwartością, dzikością, cudownym niebem i wodą. Pakowałam swoje życie przez dwa lata, zawężając je do 3 walizek. Otoczenie najbliższych rwało sobie włosy z głowy nie mogąc pojąć moich decyzji i wywracania życia do góry nogami. "Po co? Dlaczego? Czego Ci brakuje?" - nie wiedziałam jak odpowiedzieć na te pytania, ale wiedziałam, że wkrótce to nastąpi.

 Przez osiem miesięcy pracowałam fizycznie w 40 stopniach, przez 7 dni w tygodniu. Moja głowa powoli odpoczywała, składała części w całość. Spotykałam wielu ludzi z całego świata. Czasem prowadziliśmy rozmowy do białego rana, a czasem były to po prostu krótkie spotkania i minięcia. Codziennie rano otwierając okno wpatrywałam się w rosnące drzewo cytrynowe i wsłuchiwałam w szum morza. Zapach greckiej kawy zawsze wprowadzał mnie w dobry nastrój. Niebo w nocy było wypełnione po brzegi gwiazdami i drogą mleczną. W życiu nie widziałam tylu Perseid. Odzyskiwałam równowagę, spokój, balans pomiędzy tym, co dla mnie ważne, a tym co nieistotne. Miałam mnóstwo czasu, żeby zdefiniować i odkryć siebie na nowo. To właśnie na Rodos uchwyciłam wiele swoich talentów. Inna kultura, a raczej jej mieszanka spowodowało, że nie musiałam już dopasowywać się do "modeli" i schematów. Mogłam stworzyć je zupełnie sama, od nowa, na własnych zasadach.

 Po powrocie do Polski nastąpił kolejny kryzys. Trzeba było zacząć od nowa, z trzema walizkami, rozmytym planem na przyszłość i wieloma znakami zapytania. Wiedziałam, że chcę pracować z ludźmi. Ale jeszcze nie miałam planu jak zacząć. Konieczność utrzymania sprawiła, że wróciłam do branży prawniczej wciąż poszukując możliwości "odpalenia" całego potencjału, który we mnie tkwił, zupełnie niezauważalny przez całą resztę. W 2014 roku skończyłam studia zawodowe coachingu - jedne z pierwszych na polskim rynku. Pół roku intensywnego programu sprawiło, że tylko utwierdziłam się w swoim przekonaniu. Nadal jednak - trzeba było myśleć o utrzymaniu. Tak młody coach (jakim ówczesnie byłam) miał coraz więcej rosnącej konkurencji, za którą często stał solidny kapitał. Będąc gdzieś w rozkroku pomiędzy światem prawniczym, a światem rozwoju zdawałam sobie sprawę, że jest potrzebny konkretny plan na przyszłość - bez skrótów, pewnie ze sporą dawką wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Podjęcie kolejnej decyzji o długoterminowym planie po 30-stce był wyzwaniem. Znów słyszałam, że "oszalałam, mam nierealne plany, stracę życie i ile można się uczyć?". Instynkt i intuicja zrobiły swoje.

 W 2016 roku podjęłam decyzję o rozpoczęciu studiów magisterskich z Psychologii na SWPS. Zaczęła się jedna z największych i najbardziej ryzykownych przygód (przynajmniej z mojej perspektywy). Nie umiem opisać jaką ilość lęku, wątpliwości i dramatyzmu miałam w sobie składając dokumenty. Pamiętam tylko jedną myśl - "czas i tak upłynie". Pięć lat studiów i pracy kompletnie odcięło mnie od życia prywatnego, z czym liczyłam się z całą świadomością. Nie przewidziałam natomiast czynników takich jak: pandemia, inflacja, wzrost czesnego, wywroty w moim życiu rodzinnym i finansowym, mnóstwo projektów psychologicznych do opracowywania zespołowego poza programem. Każdy przechodzi przez podobne wyzwania z innymi zasobami i możliwościami, niektórzy łatwiej, inni - z trudem. Z perspektywy czasu - nie wiem jak udało mi się wytrwać, ale wiem, że była to autentyczna szkoła przetrwania. Ileż się o sobie dowiedziałam...i swoich teoretycznie nieprzekraczalnych granicach....

 ...i kiedy "już witałam się z gąską" będąc świeżo upieczonym psychologiem - ŁUP! - kolejny kryzys. Zmiana wynikająca z zakończenia dzikiego pędu, osadzania w nowym zawodzie i rzeczywistości sprawiła, że mimo dotarcia do celu zaczęłam rozpadać się na kawałki. Trzeba było zdefiniować siebie od nowa. Wiem, wiem...ileż można? Jak widać - bez końca :). Przebudowanie mentalności trwało kilka miesięcy. Uspokojenie rytmu życia, reorganizacja rutyn, zderzenie się z inną organizacją pracy i osobisty sukces (często trudniejszy do udźwignięcia niż porażka) - to było dużo za dużo na raz. Dzięki wiedzy psychologicznej zaczęłam zauważać pewne mechanizmy i zachowania, które do tej pory były mi obce. Jak się finalnie okazało jestem osobą neuroatypową, a dokładnie - mam ADHD. I nagle wszystko nabrało sensu. Cała moja droga, wszystkie możliwości lub ich brak, decyzje, sposób bycia, życia, wybory i wartości. Był to moment, w którym osiągnęłam głęboki spokój i całkowite zrozumienie. A przede wszystkim po raz pierwszy w życiu byłam z siebie naprawdę dumna.

 Rozpoczynając praktykę psychologiczną w 2023 roku mogę powiedzieć, że osiągnęłam pełną gotowość do pracy z drugim człowiekiem. Moja droga bardzo precyzyjnie zdefiniowała obszary, w których chcę wspierać innych. Wypalenie zawodowe, interwencja kryzysowa, diagnoza potencjału, osobowości oraz ADHD - to moja misja. Moim marzeniem jest, żeby nikt nie musiał przedzierać się przez zasieki osobistej dżungli samotnie. Dziś mamy wiedzę, narzędzia i psychologów przygotowanych do profesjonalnego wsparcia. Często najlepszym rozwiązaniem jest terapia, ale nie zawsze. Czasami brakuje nam jednego puzzla, prostej odpowiedzi lub po prostu przestrzeni dla własnej głowy na uporządkowanie zmian, które zachodzą w naszym życiu cały czas. Nie ma dla mnie nic piękniejszego niż fakt, że mogę się dzielić swoim doświadczeniem i wiedzą. Jeśli choć jedna osoba pofrunie na podciętych skrzydłach - tyle piękna wystarczy. Jeśli więc czujesz, że jakaś część tej historii dotyczy Ciebie lub po prostu potrzebujesz wsparcia - zapraszam. Nikt nie jest samotną wyspą, nie musisz być zawsze osobą silną, odważną, niezależną i znającą odpowiedzi. Pogubienia są dobre. Wątpliwości są zupełnie normalne. Zakręcone ścieżki życia prowadzą czasem do niesamowitych rezultatów. Akceptacja potknięć jest najlepszym prezentem dla siebie. Mogę wskazać Ci trasę, towarzyszyć w podróży lub zaproponować narzędzia, dzięki którym poradzisz sobie z każdą trudnością. Razem możemy więcej, jednak proces dzieje się zawsze na Twoich zasadach.